
Niewątpliwie jest on postacią niezwykle charyzmatyczną, barwną i po prostu ciekawą. Stał się człowiekiem-legendą nie tylko dzięki temu, co stworzył, ale również dzięki temu, jaki był.
O ile film z 2013r. pokazuje nam trochę zagubionego gościa. O tyle Fass stworzył postać gbura, nie szanującego ani współpracowników, ani rodziny. Który wizerunek jest bliższy prawdy? Pewnie niestety ten drugi. Który bardziej zapada w pamięć? Również drugi. Który jest bardziej spójny? Cholera, pierwszy!
W filmie, który dziś zobaczyłam miałam wrażenie wyrwania z kontekstu pewnych zdarzeń i sytuacji. Wbrew pozorom część z nich była dla mnie zupełnie niejasna i trudno mi było zorientować się o co tam tak naprawdę chodzi - kto z kim walczy i o co. I można mi zarzucić nieskupienie czy brak inteligencji :P ale, do licha, takie rzeczy powinny być jednak w filmie jasne, prawda? Nie chcę musieć doczytywać po filmie historii. Bo film ma być zrobiony dla laika, a nie tylko człowieka z branży, tak!? Kino masowe nie powinno bawić się w hermetyczność jednak.
Miałam też wrażenie, że dużo lepiej wypadł tu wątek prywatnych relacji Jobsa, niż tych zawodowych (może i takie było zamierzenie twórców, nie wiem ...) - i tu chyba jestem trochę zawiedziona.
Reasumując:
Jest to kino dobre, ogląda się je bez znużenia. Nie podzielę jednak ogólnego zachwytu i oczarowania, bo ja wyszłam z kina z lekkim niedosytem. Dokładnie jak w przypadku "Zaginionej dziewczyny" ;)
U mnie 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz