niedziela, 2 listopada 2014

Horns / Rogi (2013)

2 dni temu z okazji Halloween do polskich kin zawitał horror, dzięki któremu Daniel Radcliffe miał przełamać stereotyp Harrego Pottera. Czy mu się to udało?

Na pewno jego kreacja jest inna od roli małoletniego czarodzieja. Chociaż zauważam wiele podobieństw i tę specyficzną manierę, którą Radcliffe posiada - jemu charakterystyczną, nie znaczy, że złą ;-)

Pierwsze półtorej godziny filmu to raczej obyczajowy dramat z elementami fantasy (wyrastające bohaterowi na głowie tytułowe rogi). To historia miłości Iga (Radliffe) i Merrin (Juno Temple). Młodzi poznali się w czasach dzieciństwa i byli nierozłączni przez ostatnie 10 (?) lat. Pewnego dnia Merrin zostaje zamordowana, a podejrzenie pada na jej prawie-narzeczonego, który przez cały film próbuje rozwikłać zagadkę jej śmierci.

Intryga poprowadzona jest dość zgrabnie, a film ogląda się bez zażenowania. O, przepraszam, te pierwsze półtorej godziny zażenowania nie wywołuje. Bo w ostatnich minutach, gdy konwencja filmu faktycznie przeradza się w horror, czuje się jedynie niesmak i smutek, że właściwie zepsuto naprawdę dobry film.

Nie lubię takich filmów, które budzą one mocno mieszane uczucia. Bo co z tego, że oglądało się fajnie, gdy zakończenie pozostawia wiele do życzenia i budzi niesmak? Dlaczego tak bezczelnie skopano coś, co miało szansę obronić się w jakiś normalny sposób? Pewnie nie znajdę na to pytanie odpowiedzi. 

Film mimo to warto zobaczyć, chociaż bezpieczniej wyłączyć w okolicach 90-100 minuty ;-)

Gdyby więc wystawiać ocenę temu filmowi, to za pierwsze 1,5h otrzymałby z pewnością mocną 7, za końcówkę 2. 

Ostatecznie więc u mnie 5/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz