Obejrzyj - mówili. Spodoba Ci się - mówili. To przecież klasyka!
A ja uparcie przez lata zabrać się nie mogłam.
Może dlatego, że Nicolas Cage, do którego przekonać się nie mogę od wiek wieków? Może dlatego, że Meg Ryan mi raczej do słodkich romantycznych komedii bardziej pasuje? Może dlatego, że motyw aniołów zstępujących na ziemię to jednak nie jest moja ulubiona filmowa bajka? Może dlatego, że na melodramat to jednak muszę mieć odpowiedni nastrój?
Chyba mi dziś tego nastroju zabrakło. W każdym razie ten film nie wzbudził we mnie zbyt wielu emocji. Powinnam przecież zalać się łzami, albo przynajmniej uronić jedną łzę, w ostateczności się choć trochę zasmucić. A niestety nic takiego nie miało miejsca. Miałam wrażenie, że wydarzenia w filmie dzieją się za szybko, kompletnie mnie nie przekonują i nie chwytają za serce. Może moje jest z kamienia?
Było jakoś tak za płytko, jakby jedynie liźnięte. Nie poczułam tej historii dogłębnie, nie udało mi się w nią wgryźć i poczuć. Nie widziałam tam miłości, nie dostrzegłam rozpaczy. Czy zbyt wiele oczekiwałam?
Jedyne, co w filmie zachwyca, to muzyka. Nie miałam pojęcia, że tyle wspaniałych utworów, które znam i lubię, pochodzi właśnie z tego filmu :) Tak więc miłe zaskoczenie :) Bo choć fabularnie i aktorsko mi klimatu zabrakło, to muzyka jednak nadrabiała znacząco.
Więc z sentymentu dla niej i właściwie dlatego, że w rezultacie znośne to było.
U mnie 6/10
oglądałam kilka razy, jednak już bardzo dawno temu. został mi jednak wielki sentyment do Meg Ryan pędzącej na rowerze i z wiatrem we włosach oraz do Cage wpatrującego się na plaży w słońce... teraz mógłby wydać mi się pewnie zbyt ckliwy czy przesadzony, więc chyba zostanę przy wzruszających wspomnieniach.
OdpowiedzUsuńz jednym się zgodzę bez żadnego 'ale' - na takie tytuły trzeba mieć nastrój, żeby odpowiednio się 'wkręcić' i odpowiednio dużo wybaczyć :)
Teoretycznie nastrój miałam odpowiedni. Tylko mnie tej ckliwości jednak zabrakło - miała być, a nie było :(
Usuń