Uwielbiam Emmę Thompson. Jako aktorka jest niezwykle charyzmatyczna (taki chociażby "Dowcip" czy "Ratując Pana Banksa", albo wręcz "Okruchy dnia" i "Powrót do Howards End", nie umniejszając przy tym "Niani McPhee"). Jako prywatna osoba to niezła wariatka, co daje się zauważyć choćby na zdjęciach z wielkich gali, na których pozuje zwykle mega-roześmiana i w przekomicznych pozach.*
Dlatego na ten film również czekałam z utęsknieniem, ale nie dane mi było wybrać się do kina - grali krótko, w godzinach totalnie od czapy (czyt. niezbyt mi w danym okresie pasujących). Mimo to ciągle miałam tytuł w pamięci i wyczekiwałam chwili, kiedy dane mi będzie w końcu go zobaczyć.
Nie zrażały mnie zupełnie niezbyt pochlebne opinie. W końcu - "jest Emma, jest zabawa!" - nieprawdaż?
Oj, nieprawda :( Tym razem nawet Emma nie była w stanie uratować sytuacji, choć w sumie jej grze nie mogę niczego zarzucić. Przyznaję to z bólem serca, ale film był naprawdę słaby - mało śmieszne gagi, niewyszukane żarty, a na dokładkę wątek romantyczny, który kiepsko pasował do całości - na zasadzie zapchajdziury chyba.
A przecież pomysł na fabułę wydawał się być naprawdę ciekawy - para exmałżonków zawiązujących komitywę w sprawie odzyskania utraconego majątku. Mogło być naprawdę zabawnie, zwłaszcza, że Emmie partnerować miał Pierce Brosnan, którego również lubię.
Nic to - mówi się trudno.
Chciałam dobrze (w sensie spędzić miłe popołudnie), a wyszło jak zwykle ...
Dobrze, że chociaż francuska Riwiera taka malownicza, więc było momentami na czym oko zawiesić :)
Dobrze, że chociaż francuska Riwiera taka malownicza, więc było momentami na czym oko zawiesić :)
U mnie słabe 5/10 (tylko za obecność ET)
*dygresja: mam tylko nadzieję, że nie okaże się za parę lat, że cierpi na depresję, bo wtedy już przestanę wierzyć w cokolwiek na tym świecie. /koniec dygresji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz