
Początek nie przedstawiał się zbyt emocjonująco - ot, snująca się po ekranie dziewczyna z miną cierpiętnicy. Okazuje się, że mąż ją porzucił, zostawiając z dwiema córeczkami, ale to nie ona jest głównym tematem filmu. To opowieść jej teścia (który chyba próbuje ją pocieszyć) jest najważniejszym wątkiem. I to jego wspomnienia o miłości z Mathilde są iście melodramatyczne.
To opowieść o pięknym uczuciu, pożądaniu, ale także konieczności dokonywania życiowych wyborów - takich, których potem żałujemy do końca życia i wspominamy po latach.
Reżyserka w bardzo subtelny sposób pokazuje nam relacje międzyludzkie i prowadzi widza przez świat bohaterów. Porusza, wzrusza i przekonuje. I choć nie jest to film, na którym wylewa się morze łez, pozostawia po sobie dużo ciepłych uczuć.
POLECAM!
U mnie 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz