Robina Williamsa widziałam już chyba w każdej z możliwych ról. Był na ekranie ojcem, mężem, nauczycielem, szalonym naukowcem, dziennikarzem, wariatem, robotem, lekarzem, prezydentem, księdzem, mordercą, psychopatą, a także Piotrusiem Panem. W tym zestawieniu zabrakło mi jednego jeszcze wcielenia - geja. Z wielką więc radością odkryłam, że w jednym ze swoich filmów gra homoseksualnego mężczyznę.
Robin to jeden z tych aktorów, którzy w każdej roli sprawdzają się znakomicie. Czy w "Klatce dla ptaków" również pokazał na co go stać?
Ależ oczywiście, że tak! Był uroczy, szczery, bezpretensjonalny, a jednocześnie przekonujący i przezabawny. Choć akurat w poprawianiu humoru prym wiódł tu Nathan Lane i to jemu należy oddać tym razem pałeczkę pierwszeństwa ;-) Jego rola niesamowicie zniewieściałego faceta naprawdę wywołała mnóstwo uśmiechów na mojej twarzy.
Scenariusz filmu również jest przekomiczny. Armand (Robin Williams) i Albert (Nathan Lane) tworzą bowiem nietypową rodzinę - wychowującą razem syna Vala (owoc przygody Armanda z Kathariną). Armand jest również właścicielem klubu nocnego, w którym występuje Albert, wcielając się w kobietę. Val zaręcza się z córką (Calista Flockhart) bardzo konserwatywnego senatora (Gene Hackman). A perypetie filmu krążą wokół spotkania obu rodzin, z którego wynika jedynie ogrom nieporozumień, komicznych sytuacji i genialnych dialogów.
To naprawdę świetna komedia - oparta na komizmie słowno-sytuacyjnym.
POLECAM!
U mnie 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz