niedziela, 19 października 2014

Ponad nami tylko niebo (2011)

Są takie filmy, które w pierwszej chwili wywierają na widzu duże wrażenie, pozytywnie zaskakują. Jednak po tygodniu od seansu właściwie niewiele z nich w głowie i sercu pozostaje, co jest niezwykle przykre ...

Na szczęście ten film do takich nie należy. Bo choć nie powalił na łopatki, nie spiorunował, to jednak (mimo tygodnia od seansu) nadal o nim myślę - może nie obsesyjnie, może nie non stop, na tyle jednak, by móc go Wam z czystym sumieniem polecić.

Zdaję sobie sprawę z tego, że kino festiwalowe bywa niszowe, że nie jest kinem, które rozkocha w sobie każdego. Jednak na spokojne refleksyjne popołudnie ta pozycja sprawdzi się z pewnością.

Pokrótce o fabule. Martha i Paul to zgodne, dość dobrze rozumiejące się małżeństwo. Gdy Paul wyjeżdża na staż do Marsylii, Martha ma dołączyć do niego. Nie zdąża, okazuje się, że jej mąż popełnia samobójstwo. Ona zaś, próbując dociec powodów jego decyzji, dowiaduje się, że ich ostatnie kilka lat życia były jedną wielką ułudą, a nic, co wydawało się być pewnikiem, nim nie jest.

Jak potoczą się dalsze losy Marthy? Czy odnajdzie spokój i szczęście? Na te pytania między innymi odpowiada ten film. I robi to w sposób nienachalny, bardzo subtelny i przejmujący.

U mnie 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz