piątek, 17 października 2014

Nannerl, siostra Mozarta (2010)

Gdy tylko usłyszałam w 2010r. (a był to początek mojej miłości do kina), że ten film powstaje, bardzo się ucieszyłam. Kiedyś, lata temu, byłam ogromną fanką Mozarta, więc biografia jego siostry wydała mi się wyjątkowo intrygująca i warta poznania. Potem przegapiłam kinową premierę, a film stał się kompletnie nieosiągalny. Jakaż więc nieopisana radość mnie opanowała, gdy wytropiłam ten film na jednym z youtubowych kanałów - tym razem u Sali kinowej.

Trudno mi powiedzieć, czy otrzymałam dokładnie to, czego się spodziewałam. Nie znałam historii Nannerl, trudno mi więc mieć jakikolwiek punkt odniesienia jeśli chodzi o wierność losów. Z drugiej strony wychodzę z założenia, że film jest filmem - nie wszystko musi być wierne i prawdziwe. Może być przekoloryzowane, ubarwione, sprawiające, że widza bardziej zainteresuje.

Podejrzewam, że w tym przypadku tak właśnie było. Nannerl ukazana jest tu bowiem jako równie zdolna, jeśli nie zdolniejsza od samego Wolfganga. Również komponuje, świetnie gra i niesamowicie śpiewa. Jednak czasy, w których przyszło jej żyć (XVIIIw.) sprawiają, że jest odczuwalnie dyskryminowana (głównie przez własnego ojca) i niedoceniana. 

To opowieść o różnicach międzypłciowych. Ale to również historia miłości - niemożliwej ze względów pochodzenia (Nannerl pochodząca z ubogiej rodziny i przyszły król - Ludwik XV).

Nie jest to film zły. Dość dobrze pokazuje ówczesny świat i panujące mu obyczaje. Brakuje jednak jakiejś małej iskry, która sprawiłaby, żeby się w nim rozkochać.

Dlatego u mnie ocena
6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz