Patrick Swayze był jedną z moich pierwszych aktorskich miłości - prawdopodobnie z powodu roli Johnny`ego w "Dirty Dancing", którą skradł moje młodzieńcze serce. Do dziś mam do niego wielką słabość, choć żadną z późniejszych ról już mnie tak nie porwał - powiedziałabym wręcz, że odstając tak kompletnie od wizerunku tańczącego amanta, rozczarowywał mnie każdą z nich.
Mimo to od czasu do czasu sięgam po jakiś film z jego dorobku, bo zwyczajnie lubię na niego patrzeć :) W pewnym sensie przypomina mi również pewnego mojego ex boyfrienda ;-) tym bardziej miło jest oko z sentymentu zawiesić :)
Takim też kluczem wybrałam jeden z filmów ubiegłego weekendu. Głównie ze względu na aktora. Ale także ze względu na gatunek - dramat, thriller, kryminał. Potrzebowałam filmu, który mnie emocjonalnie rozrusza. Czy mu się to udało?
Z przyjemnością muszę powiedzieć, że tak.
Dałam się porwać tej historii - prześladowania byłego więźnia przez jedną z 4 jego korespondencyjnych przyjaciółek. Było gorąco, było krwisto. I choć może pewne sytuacje dało się przewidzieć, to i tak siedziałam jak urzeczona. Bo Patrick ;-) Mimo, że 11 lat starszy od swojego bohatera z "Dirty Dancing" nadal z błyskiem w oku i niezwykłą charyzmą.
To lubię.
Subiektywnie więc bardzo u mnie 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz