Jak pewnie większość z Was wie i pamięta - jestem czołową Dolanohejterką ;-) Obraził mnie swoimi "Wyśnionymi miłościami" (porównywanymi, o zgrozo! do mojego ukochanego filmu Bertolucciego "Marzyciele"), zupełnie wkurzył swoim "Zabiłem moją matkę". Więcej szans nie dostał, bo nie chciałam się już nudzić i denerwować. Miałam go za irytującego gówniarza z totalnie wydumanymi problemami. I choć lubię w kinie tematykę LGBT, w jego wydaniu była ona dla mnie kompletnie niestrawna. Nie ceniłam go jako reżysera, nie bardzo chciałam mieć w ogóle z nim jeszcze do czynienia.
Do wczoraj.
Postanowiłam jednak jeszcze raz spróbować się do niego przekonać. Nie małe znaczenie miało tu ciągłe wiercenie dziury w brzuchu przez Filmowe Abecadło, który jest największym znanym mi fanem Dolana ever ;-) Miękka jestem, dałam się w końcu namówić. Czy żałuję?
Nie!
To był doskonały wybór filmu na wczorajsze popołudnie. Bo to pełnokrwisty dramat - brudny, przesycony agresją, bolesny i raniący - nie tylko bohaterów, ale także widza mimowolnie uczestniczącego w tej jatce.
To opowieść o relacji matki z nastoletnim synem sprawiającym wychowawcze problemy po śmierci ojca. To historia matki, która nie radzi sobie kompletnie z dorastaniem własnego dziecka. To losy syna, który miota się w tej kruchej jednostce jaką jest jego dysfunkcyjna dwuosobowa rodzina. To również wycinek z życia ich sąsiadki, borykającej się z nerwicą.
Czułam się podczas seansu trochę jak uwięziona w klatce z bohaterami. Miałam ochotę, tak jak oni, krzyczeć i uciekać. Miałam ochotę walić na oślep i zadawać ból - byle jak najszybciej wyzwolić się z tego toksycznego bagienka.
Dużym plusem filmu, poza niesamowitym klimatem, świetnym aktorstwem, emocjami chlastającymi widza po gębie, jest genialnie dobrana muzyka. Już od pierwszych scen zapada mocno w ucho i nie opuszcza do ostatniego kadru.
Maleńkim minusem jest zaś długość filmu, która już na wstępie mnie nieco odstraszyła, a w okolicach setnej minuty miała ochotę na chwilę uśpić ...
Mimo to jest to naprawdę godne polecenia dzieło, które sprawiło, że na chwilę zapomniałam, jak bardzo nie lubię jego twórcy ;-)
A do kin serdecznie zapraszam już od 17. października!
U mnie 8/10
Za seans dziękuję dystrybutorowi Solopan.
Czym Dolan Cie obraził w "Wyśnionych miłościach" ? ;)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze większy apetyt na "Mamę" po Twojej recenzji!
Przede wszystkim swoim infantylnym podejściem do tematu :)
UsuńKoniec świata! Magda chwali Dolana! :D
OdpowiedzUsuńJa go ubóstwiam nadal i coraz mocniej, a "Mommy" dałam taką samą ocenę :)
No widzisz!? Doczekałaś się końca świata za życia. Czy to nie cudowne? ;-)
UsuńCudowne :D Takie rzeczy tylko wśród blogerów :)
Usuń