czwartek, 23 października 2014

Kto się boi Virginii Woolf? (1966)

Ciasne pomieszczenie, kilka osób, nocne rozmowy - wiele było już filmów opartych na tym schemacie. I bardzo mi on zresztą odpowiada. Oczywiście pod warunkiem, że dialogi są intrygujące, a aktorzy charyzmatyczni. Bez tego niestety można spodziewać się jedynie nudy.

Na szczęście nie dotyczy to filmu z Elisabeth Taylor i Richardem Burtonem, a także Sandy Dennis i Georgem Segalem. Ta czwórka zdziałała na ekranie cuda. Chemia, magnetyzm, cała gama wzbudzanych emocji - to cechy, którymi mogą się poszczycić. Choć przyznać muszę, że to panie wiodły tu prym i zupełnie zasłużenie obie zostały za te role uhonorowane oscarowymi statuetkami.

Świetnie także napisano dialogi - ponad dwugodzinna "paplanina" na ekranie jest w stanie często zmęczyć nawet najwytrwalszych. Tu zaś trzyma w napięciu przez cały seans, nie nudzi ani przez chwilę, wywołując zdziwienie, przerażenie, smutek, przeplatane subtelnymi ironicznymi dowcipkowaniami. 

To naprawdę solidne kino, które nie zestarzało się przez pół wieku ;-)

POLECAM!
9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz