Rzadko zdarzają mi się spontaniczne seanse, tzn. filmów, o których nic kompletnie nie wiem, które włączam totalnie z marszu. Zwykle oglądanie skrzętnie planuję, nawet te w telewizji wynotowuję sobie w programie. Ale dziś było nieco inaczej - na ten film natknęłam się przełączając bezmyślnie telewizyjne kanały (co nie pamiętam już kiedy zdarzyło mi się po raz ostatni). Zaintrygował mnie lakoniczny opis fabuły oraz Ethan Hawke i Uma Thurman w obsadzie.
Uwielbiam filmy, których akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu. To ono sprawia, że atmosfera między bohaterami zwykle szybko i intensywnie się zagęszcza. W tym przypadku również rozmowa między dwoma przyjaciółmi, a następnie licealną koleżanką przeradza się w niesamowity dramat. Na jaw wychodzą sprawy z przeszłości - trudne, brudne i bolesne. A tytułowa "Taśma" staje się kością niezgody między całą trójką.
Przez cały film nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to wszystko wygląda mi jakoś znajomo; że klimat stworzony przez bohaterów jest jakiś taki znany i bliski. Więc gdy w końcowych napisach pojawiło się nazwisko reżysera (Richard Linklater), zwyczajnie się uśmiechnęłam - choć sam film do uśmiechu raczej nie skłania. Było tak na wskroś charakterystycznie (z jakiejś przyczyny - nie tylko Ethana - bardzo blisko mu do trylogii 'Przed wschodem słońca", "Przed zachodem słońca", "Przed północą") i smacznie, że naprawdę uważam to za bardzo udany filmowy przypadek.
I serdecznie POLECAM!
U mnie 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz