Thrillery to jeden z moich ulubionych gatunków filmowych. Co prawda nie oglądam ich zbyt często, bo jednak co nieco dbam jednak o moje psychiczne zdrowie, ale od czasu do czasu sięgam, żeby zmiażdżyć sobie mózg w odpowiedni sposób.
Oczywiście nie zawsze się to udaje. Bo zdarza się trafić na thriller kiepski, płytki, nic nie warty. Wtedy z mojego planu odmóżdżenia pozostają zgliszcza. Na szczęście czasem trafi mi się przypadkiem coś godnego uwagi - tak jak tym razem :)
Po "13 grzechów" sięgnęłam zupełnym przypadkiem - nie mając go zupełnie w filmowym planie ani na dziś, ani na żaden inny filmowy dzień. Ale na tyle zaintrygował mnie opis fabuły:
"Zadłużony Eliot zostaje wciągnięty w grę składającą się z 13 zadań, w
której może zarobić dużo pieniędzy. Każde kolejne zadanie to jednak krok
bliżej piekła." (źródło: filmweb)
że postanowiłam dać mu szansę.
Co prawda przez chwilę poczułam się jakby to była powtórka z rozrywki w postaci "The Box", o którym wspominałam TUTAJ i przyznaję, że przestraszyłam się nie na żarty. Jednak na szczęście nie skopano go nieprawdopodobnymi wizjami czy też elementami niepotrzebnej fantastyki. Elementem wspólnym jest dylemat moralny między chęcią zdobycia pieniędzy (i rozwiązaniem w ten sposób wszystkich swoich życiowych problemów), a wyrządzeniem krzywdy innym. Ale jest tu dużo smaczniej, dużo bardziej interesująco i wciągająco.
Czy polecam? Fanom thrillerów psychologicznych na pewno. Tym, którym nie przeszkadza na ekranie krew - również. Wrażliwcom odradzam :)
U mnie 6/10
nuda jak cholera!
OdpowiedzUsuńCo Ty, Lala, za bajki pleciesz? ;-) ;-) ;-)
Usuńserio! no ani ani mnie nie porwał..bywa
OdpowiedzUsuńNo trudno się mówi :)
Usuń