Penelope Cruz, Javier Bardem, Brad Pitt - te nazwiska kazały mi czekać na ten film od dłuższego czasu. Co prawda przeszkodą mieli być Cameron Diaz i Michael Fassbender (bo ich nie cierpię), ale mówi się trudno - nie można mieć na ekranie samych tylko ulubieńców ;-) Szybko jednak mój zapał ostygł, gdy masowo zaczęły napływać niepozytywne opinie, ostra krytyka i bardzo niskie oceny filmu. Pomyślałam więc - trudno, daruję sobie.
Ale skoro ostatnio udało mi się obłaskawić potwora w postaci Cameron Diaz, postanowiłam zmierzyć się i z "Adwokatem". Czy była to dobra decyzja?
Czuję, że trzeba było jednak posłuchać swojej intuicji - nie byłam w stanie przebrnąć przez początek (męczyłam go na raty kilkukrotnie), potem nie byłam w stanie przebrnąć przez środek, a potem to już w ogóle niczego nie byłam w stanie - w rezultacie męczyłam ten film kilka dni - ostatniego udało mi się w końcu obejrzeć go w całości od początku do końca. Była to jednak mega-męczarnia.
Większość scen i tak pamiętam jak przez mgłę, bo film ten tak nudny jest niestety, że mózg mi się wyłączał co chwilę i odpływał w siną dal. Dlatego zapytana o fabułę chyba nie umiałabym jej nawet specjalnie streścić. Bo wg mnie był to film kompletnie o niczym - chyba tylko o tym, żeby Penelope pozachwycała się zaręczynowym pierścionkiem, a Cameron pouprawiała seks z samochodem na oczach Javiera.
Zmęczona byłam okropnie tym filmidłem. Nie wiem czemu tak strasznie chciałam go jednak obejrzeć, zamiast poddać się, skoro nie dało mi się go obejrzeć za pierwszym razem. Za tę upartość zapłaciłam jednak zdegustowaniem i śmiercią przez zanudzenie.
Nie polecam, odradzam.
Aczkolwiek Cameron z samochodem - tę scenę sobie ewentualnie znajdźcie na jakimś jutubie ;-)
U mnie 3/10
oglądałam z mężem w ramach wspólnego wieczornego filmu.. on zachwycony, ja mniej :D
OdpowiedzUsuńJa w ogóle. Męża w to nie wciągałam ;-) A może by się Mu podobało? Kto wie? :)
Usuń