Luty 2014r. był zdecydowanie kiepskim miesiącem. W moim życiu prywatnym miały miejsce konkretne turbulencje. W świecie kina zaś - niepowetowana strata - zmarł Philip Seymour Hoffman - wielki aktor. I nie piszę tego wcale z przekąsem. Sama odkryłam go na niedługo przed jego śmiercią (kilka miesięcy? może rok?) i bardzo żałuję, że tak późno.
Sama już nie pamiętam jaką rolą po raz pierwszy zwrócił moją uwagę. Ale im głębiej w las, im więcej obejrzanych jego aktorskich popisów, tym bardziej nie mogłam uwierzyć, że człowiek z tak nieciekawą fizjonomią (no helou, umówmy się, przystojniakiem to on nigdy nie był!) może być takim magnesem i tak przyciągać do ekranu.
W związku z tym "Bardzo poszukiwany człowiek" był bardzo wyczekiwanym przeze mnie w tym roku filmem. Co prawda miałam go zobaczyć dopiero w przyszłym tygodniu, ale dzięki spontanicznej decyzji obejrzałam go już dziś - pewnie jako jedna z pierwszych blogerów ;-)
Nie mogę uwierzyć, że w dniu premiery, w kinowej sali było zaledwie 6 widzów, z czego 5 to kobiety. Kładę to na karb dość wczesnej pory (seans o 16:40). Innych usprawiedliwień nie ma :)
Tematyka filmu na pozór niezbyt ciekawa - jakieś polityczne przepychanki, walki z terroryzmem, islamistami itp. Nie moje klimaty jakby. Więc pewnie gdyby nie promocja na "ostatnią wielką rolę PSH", sama ominęłabym ten tytuł w gąszczu wakacyjnych premier (czy ktoś wspominał coś o ogórkowym sezonie? ja ostatnio mieszkam w kinie niemalże!)
I przyznaję, że straciłabym wiele. Bo choć może tematycznie faktycznie mnie ten film nie porwał, ale aktorstwo, zdjęcia, muzyka - wszystko świetne! Naprawdę więc pozostaje mi wyrazić głębokie ubolewanie, że Oscarów nie przyznaje się pośmiertnie, bo PSH miałby wg mnie drugiego w kieszeni. Wygrał ten film, mimo całej wielkiej obsady (Willem Dafoe, Robin Wright, Rachel McAdams, Daniel Bruhl) - był jego esencją i sednem :)
Nie zastanawiajcie się zbyt długo, czy go zobaczyć.
Po prostu oglądajcie.
U mnie 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz