poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Lucy (2014)

Nie trudno chyba zauważyć, że kinem sci-fi to ja się raczej nie jaram. Mimo tego, wiedząc, że w filmie grać ma Scarlett Johansson i Morgan Freeman, czekałam na niego już od kilku miesięcy. Czytając jednak ostatnie opinie internautów, a w szczególności filmowych blogerów - zdecydowanie niepochlebne - chciałam się z seansu rakiem wycofać. Klamka jednak zapadła - obiecałam Mężowi, że pójdziemy razem i nie dał się przekonać, żeby to zmienić. Zasiadłam więc dziś w kinowym fotelu, szepcząc tylko "obudź mnie za 1,5h" ;-)


Jakiż wielki błąd bym popełniła, chcąc przespać to widowisko!

Ja się naprawdę nie znam na kinie sci-fi. Nie potrafię ocenić, czy faktycznie pod względem merytorycznym było to złe, bardzo złe, czy wręcz tragiczne. Wg mnie jednak wszystko tam było kompletne i poskładane do kupy. Grało tak jak trzeba, trzymało w napięciu, a w wielu momentach bawiło do łez :) Naprawdę te momenty rodem z Discovery nie wywoływały u Was spazmów ze śmiechu??? Ja wyszłam z kinowej sali z bananem na twarzy (podobnym do banana po obejrzeniu "Sekstaśmy"), twierdząc, że to genialna rozrywka była.

Może mam wypaczony gust. Może moje wywody nie są opiniotwórcze. Jestem jednak skłonna tego filmu bronić, bo zwyczajnie mi się podobał!

Linczujcie, plujcie i tak się nie ugnę.

U mnie 7/10

2 komentarze:

  1. Merytorycznie też było ok. Oczywiście masa zapożyczeń - ale taki mainstreamowiec jak nasza urocza gospodyni wyłapała tylko jedno ;) Była i yakuza z Johnego Mnemonica, był pościg z (dowolny amerykański film akcji w którym trzeba się przemieszczać) były elementy matrixa, na szczęście - czego się trochę obawiałem - mało było kosiarza umysłów. Cała końcówka to kontakt - ktoś nie miał pomysłu a za to miał za duży budżet na efekty specjalne.

    Ważna informacja: Scarlet grała twarzą.

    OdpowiedzUsuń