Kilka dni temu (przedwczoraj?) żartowałyśmy z Klapserką, że w razie depresji możemy przecież obejrzeć wspólnie "Sekstaśmę" - to był taki żenujący żart z naszej strony, bo chyba (?) żadna z nas w sumie nie myślała o tym poważnie. Zwłaszcza, że w ciągu ostatniego tygodnia widziałam aż 3 filmy z Cameron Diaz, co i tak jest już zdecydowanie wyczynem ponad normę :)
Na fali euforycznego dnia i świetnego seansu "Zacznijmy od nowa", zaszalałam i w ostatniej chwili wbiegłam na kinową salę, w której rozpoczynała się najnowsza komedia z Cameron Diaz.
Przyznaję, że potraktowałam ten film raczej jak rodzaj odmóżdżenia, chciałam się trochę pośmiać, ale efekt ...
przeszedł moje najśmielsze oczekiwania :)
Przez pierwsze kilka minut filmu płakałam ze śmiechu tak, że bałam się (serio!) pęknięcia przepony. Przez myśl przemknęło mi jedynie, że jeśli cały seans będzie w tej konwencji, to z pewnością umrę i to tak jak zawsze umrzeć chciałam - na kinowym fotelu z butelką mineralnej w ręce ;-)
Na szczęście później było już nieco spokojniej i mięśnie brzucha miały szansę trochę się rozluźnić. I choć wybuchałam co jakiś czas śmiechem, parskałam wręcz na niektórych scenach, niektórych tekstach, w wielu w sumie momentach, moje łzy nie ciekły już ciurem :)
Twórcy filmu genialnie wpasowali się w moje poczucie humoru. A uśmiech z mojej twarzy nie schodzi do teraz, mimo, że skończyłam go oglądać 1,5h temu :) Wyobrażam sobie, jak musiałam przekomicznie wyglądać z tym bananem na twarzy, gdy wychodziłam z kina, przechodziłam przez galerię, mknęłam do samochodu, a potem spacerowałam po osiedlu - taką miałam niezłą fazę.
Wiem, że komedii polecać się nikomu nie powinno, bo to, co jednych śmieszy, innych może żenować i odstręczać. Ale błagam, dajcie temu filmowi szansę. Najwyżej prosto w oczy powiecie mi potem, że jestem głupia, że bawią mnie takie rzeczy, OK? :)
Sama już dziś wiem, że na pewno wrócę do tego filmu, więc ma u mnie naprawdę wyjątkowo wysoką ocenę, ale za tę znakomitą rozrywkę nie mogę ocenić inaczej
U mnie 8/10
PS. OSWOIŁAM POTWORA! ;-) ;-) ;-)
Do końca nie wiedziałem, czy postawić na ten seans, a tu widać, że jednak warto :)
OdpowiedzUsuńWiesz, jak to z komediami bywa ... nie każdemu dogodzisz. Ale z "Millerami" mieliśmy podobne odczucia, więc może i teraz się sprawdzi?
UsuńChoć obawiam się, że jesteś na trochę innym etapie życia (w sensie bezżenny i bezdzietny), więc i Twój odbiór będzie nieco inny.
Ale oczywiście spróbuj. Będę się cieszyć, jeśli spodoba Ci się chociaż trochę :)