piątek, 15 sierpnia 2014

Sok z żuka (1988)

Nie lubię Tima Burtona. To aksjomat, który powtarzam sobie za każdym razem, gdy planuję sięgnąć po jakiś kolejny jego film. Nie rozumiem jego wizji, przerażają mnie one, zniesmaczają, nie interesują i generalnie wszystko we mnie krzyczy, że jestem na NIE.

Mimo to co jakiś czas zasiadam do jakiegoś jego dzieła - jakbym zapomniała, że tak mi z nim nie po drodze, jakbym chciała sprawdzić czy może wreszcie do niego dojrzałam. Z jakim skutkiem wyszło mi to tym razem?


Ano nieustająco z tym samym. I chyba sobie go już jednak na wieczność odpuszczę. Do kolejnego razu ;-)

"Sok z żuka" widziałam kiedyś - jako małolata, ale pewnie jest to jeden z tych filmów, przez który nigdy nie przebrnęłam w całości, który mnie nie zachwycił. Dlatego też postanowiłam go sobie wczoraj odświeżyć - zwłaszcza, że telewizyjna stacja TCM taką okazję stworzyła.

I co? I zasnęłam. Przebrnęłam przez pierwsze 30 minut, po czym rozkochał mnie w sobie Morfeusz. Ale uparta jestem i postanowiłam go dzisiaj dokończyć. Po co? Głowię się od samego rana. Bo o ile początek był całkiem sympatyczny i pozostawił po sobie przed snem miłe wrażenie, o tyle później ... zaczęło się to, czego w Burtonie nie cierpię - niezidentyfikowane stwory, hałas, mrugające światła. Koszmar!

I choć wiem, że to klasyka, wiem, że znać trzeba, ja to wszystko naprawdę wiem - tak po prostu tego nie kupuję. Dlatego zaliczyłam i nie chcę wracać nigdy więcej. A Panu Timowi serdecznie podziękuję. Nie pokochamy się nigdy.

Może niesprawiedliwie, ale za to bardzo subiektywnie
U mnie 3/10

2 komentarze:

  1. nie lubię Burtona! skusiłam się na ten film dawno temu po zachwytach mojego męża... bosz..to była droga przez mękę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz ... a ja tym razem sama namówiłam Męża, żeby to obejrzeć. O, głupia ja, głupia ;-)
      Na szczęście oboje zasnęliśmy :D

      Usuń