Jakiś czas temu zwróciłam już uwagę na Toni Collette. Choć ma niezbyt spektakularną urodę ;-) przyciągała mój wzrok do ekranu już wielokrotnie. Nie miałam jednak okazji widzieć jej w roli, w której mogłaby pokazać swoje wszystkie umiejętności.
"Wszystkie wcielenia Tary" to jednak zdecydowanie przełomowa jej rola, a wręcz wiele ról. Bo oto Tara, którą gra Toni - matka i żona - cierpi na zaburzenia osobowości tzw. "osobowość mnogą", a jej alter ego (zwane alterkami) to naprawdę niesamowity przekrój temperamentów, charakterów i płci ;-)
Nie spojlerując jednak zbyt mocno - serial oglądało mi się naprawdę z wielkim zaciekawieniem. Nie jest może mega-zabawny, nie jest też bardzo poruszający. Ale jest idealnie wyważoną dawką dramatu i komedii i wciąga na tyle, żeby zarwać przez niego kilka nocy (co zdarzało mi się ostatnimi czasy jednak niezbyt często).
Toni jest naprawdę świetna w każdej z ról. Na jej barkach spoczywa głównie ta historia i ona absolutnie nie ugina się pod jej ciężarem.
Dużym plusem jest też John Corbett w roli Maxa - męża głównej bohaterki. Znam go z "Seksu w Wielkim Mieście", w którym poza Mr Bigiem był jednym z moich ulubionych chłopaków Carrie ;-) Tutaj też budzi bardzo pozytywne uczucia, choć jest nieco pierdołowaty i zbyt uległy jak na mój gust ;-)
Scenariusz ma swoje mocniejsze i słabsze punkty. Akcja jest jednak na tyle wartka, a zmienność sytuacji tak duża, że nie sposób się nudzić. 3 sezony (każdy po 12 półgodzinnych odcinków) udało mi się obejrzeć w 10 dni, z czego 2 ostatnie sezony w ciągu jednego weekendu. I choć wiem, że to może nie jakiś super-mega wyczyn, ale jak na mnie to dość dobre tempo. Czyli serial godny jest uwagi :)
Już wiem, dlaczego tak rzadko sięgam po seriale (poza jednym, który oglądam od lat na bieżąco). Za bardzo zżywam się z postaciami, za bardzo wgłębiam się w ich świat i potem tak trudno mi się rozstać. Bardzo polubiłam Tarę i jej alterki i żałuję, że powstało tak mało odcinków. Z drugiej strony jednak wiem, że gdyby było ich więcej, z pewnością bym po ten serial nie sięgnęła. A i w którymś momencie mógłby stracić swoje tempo, co zadziałałoby na jego niekorzyść. Zwłaszcza, że pod koniec zaczęło się robić już naprawdę bardzo duszno ...
Zdecydowanie POLECAM, mając jednak świadomość, że nie wszystkim przypadnie do gustu.
U mnie 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz