Jak często zdarza Wam się, że nie uwzględniacie jakiegoś filmu w swoich kinowych planach? Bo wydaje Wam się, że to film zupełnie nie dla Was - nie Wasza tematyka, nie Wasz klimat. A jak często pod wpływem chwili / czyjejś opinii nagle zmieniacie zdanie?
Mnie się tak zdarzyło w przypadku "Wyścigu" (pamiętacie mój zakład z Piotrkiem? ;-) ), a seansu tego nie żałowałam ani przez chwilę. Ten film poleciła kilka dni temu Klapserka. A że na Jej recenzjach raczej nie się zawodzę, obejrzałam i ja ...
Uwielbiam takie ascetyczne filmy - jedno pomieszczenie (wnętrze samochodu), jeden człowiek (Tom Hardy) i milion rozmów telefonicznych, które w ciągu 1,5h jazdy samochodem zmieniają życie głównego bohatera o 180 stopni.
Wydawać by się mogło, że będzie nudno, ale nic z tych rzeczy. Bo emocji jest co niemiara - mimo niezwykle stoickiego spokoju w głosie Ivana Locke :)
To jeden z tych filmów, po których człowiek jest wyczerpany napięciem, które wytworzyła atmosfera na ekranie. A było gęsto - niemal jak w filmie sensacyjnym.
Kocham to pozytywne zmęczenie psychiczne.
A film niezwykle POLECAM!
U mnie 8/10
PS. Czy tylko mnie nie podoba się plakat? :P
I właśnie to jest kolejny dowód na to, że czasem warto sięgnąć po czyjąś recenzję lub posłuchać pochwał i jednak skusić się na seans :)
OdpowiedzUsuńTak jest! :)
Usuń